Środa 17 lutego 2016 roku zapowiadała się pracowicie i ciekawie.
Oprócz codziennej rzec można rutynowej pracy w usługach finansowych, czekało mnie w tym dniu jeszcze prowadzenie półtoragodzinnej sesji Hatha Jogi, a wieczorem udział w Konkursie recytatorskim określonym jako Przedbiegi konkursów recytatorskich OKR i LKR.
Zręcznie pejdapując Nie tracąc czasu rzuciłem się w wir mistyki finansów aby około południa utonąć w nim na dobre. W walce o net klienta zręcznie pejdapowałem w poszukiwaniu niudorów, czyli nowych klientów, jak kwiatu paproci. Po drodze obsługując rzecz jasna profesjonalnie tych aktualnych. Om shanti shanti shanti... Przed godziną siedemnastą dotarłem na miejsce prowadzenia zajęć fitness i przygotowałem salę do sesji jogowej, znosząc do niej maty, paski, klocki korkowe i bolstery, czyli podłużne wałki wypełnione łuską gryczaną. Vasisthasana Punktualnie o siedemnastej z grupą adeptów a raczej adeptek jogi rozpoczęliśmy wytrwałe pokonywanie citta viksepów przy pomocy serii asan takich jak tadasana, uttanasana uthita trikonasana, Adho mukha svanasana, triang mukh eka pada pascimotanasana i wiele innych, które trudno tu wymienić. Uthita parśvakonasana Cały czas baczyliśmy aby zachować równowagę między idą i pingalą, czyli guną tamas i guną rajas co miało nas doprowadzić do wzmocnienia guny satva. W końcowej fazie zajęć wykonaliśmy viparitakarani, co wedle starożytnych ksiąg ma nam zapewnić nieśmiertelność, a po tym serię pranajam takich jak anuloma viloma, brahmari oraz uyaji, by przejść do końcowego relaksu i zakończenia sesji. Pożegnałem grupę wyzwoloną z wszelakich objawów klesa i citta wrtti, umawiając się na kolejne spotkanie za tydzień. Sala widowiskowa podczas konkursu. Na pierwszym planie Krystyna Woźniak Podwieziony samochodem w iście zimowych warunkach drogowych przez współuczestniczkę dopiero co zakończonej sesji jogowej, uczynną koleżankę Agnieszkę Latoszek do Miejskiego Centrum Kultury, wszedłem do sali widowiskowej, gdzie od dobrej godziny odbywał się konkurs recytatorski. Nie było mi dane wysłuchać i oglądać prezentacji wszystkich uczestników konkursu. Poziom był zróżnicowany, widziałem zarówno nieźle podkrajcowanych, ale i takich, których można by było spokojnie zrobić na sam abszperwentyl. praktyczne rady przed występem Spora część recytatorów mówiła zbyt cicho; siedząc w ostatnim rzędzie musiałem nieźle wytężać słuch. Dodać warto, że do konkursu zgłosiły się 24 osoby - 17 w kategorii recytacji i 7 w poezji śpiewanej. Komisję konkursową stanowili Elżbieta Kuczyńska z Gorzowa Wlkp. i Anatol Wierzchowisk z Dębna Lubuskiego. Od lewej: Ferdynand Głodzik, Janina Jurgowiak, Krystyna Woźniak i Oliwia Królikowska W Gronie owych 24 uczestników znaleźli się też członkowie sekcji literackiej i muzycznej Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury, których do konkursu osobiście przygotowywał Czesław Ganda. Do tej czwórki odważnych oprócz mnie należeli: Oliwia Królikowska w kategorii poezji śpiewanej oraz Janina Jurgowiak i Krystyna Woźniak w kategorii recytacji. Ekipa RSTK trzyma się razem Prezes i zarazem instruktor wspomagający nasze recytatorskie zmagania - Czesław Ganda zaproponował mi abym udał się do naszej piwnicznej izby i poświęcił nieco czasu na przygotowanie do własnej prezentacji a także chwilowy odpoczynek. Barbara Latoszek i Janina Jurgowiak Zaprezentowałem swoje teksty pod czujnym okiem Czesława, mając jeszcze świeżo w pamięci finansowe i jogowe zmagania. Brakło mi dystansu i wyciszenia. Czesław trafnie zauważył, że mówię za szybko. Radził mi, abym robił dłuższe pauzy, bo chwilami brakuje mi culajtungu we flanszy. Odłożyłem holajzę na bok, poprawiłem kajlę na iberlaufie i spróbowałem jeszcze raz. Poszło nieco lepiej. Oliwia Królikowska z Tatą Czesław wyszedł na salę pozostawiając mnie na chwilę samego. Błoga chwila ciszy w piwnicznej izbie nie trwała zbyt długo. Ubranie miałem niestosowne do występu, z racji wcześniejszych zajęć jogowych, raczej sportowe niż estradowe, ale nic to. Przed występem starałem się swoje odzienie jako tako ustawić na trychter. Krystyna Woźniak Uchylając co chwilę droselkpapę stwierdziłem, że niedługo moja kolej na zaprezentowanie tekstów, zatem wylochowałem się z pufra i udychtowany na śtender oraz porządnie zablindowany stanąłem przed publicznością oraz szanowną komisją konkursową, z cichą nadzieją, ze po drodze nie zryksztosuję i nie dam się zrobić na szoner. Przewidywania co do werdyktu? Zebrałem spore brawa, a moja recytacja kilka razy była przerywana salwami śmiechu. Po zakończeniu swojego występu pozostałem na sali, aby obejrzeć i wysłuchać pozostałych uczestników konkursu. Moją uwagę przykuła zwłaszcza młoda wyrazista i ekspansywna blondynka dość obfitych kształtów. Zrozumiałem w tej chwili, że mam silną konkurencję. Po zakończeniu prezentacji komisja zakrypowała lochbatel i udała się na naradę aby ustalić werdykt. Odbiór dyplomu Najlepszą recytatorką okazała się Julia Adamczyk; czyli wymieniona powyżej przeze mnie owa wyrazista blondynka, a wyróżnienie zdobył Ferdynand Głodzik. W kategorii poezji śpiewanej tytuł laureata otrzymała Katarzyna Mielnik, wyróżniono natomiast Monikę Kosecką. Wyrazista blondynka wygrała zasłużenie, ale takiego ferszlusu dotyczącego mojej skromnej osoby naprawdę się nie spodziewałem. Radości i gratulacjom przyjaciół nie było końca. Ferdynand Głodzik udychtowany na śtender Do domu wróciłem późnym wieczorem kompletnie roztrajbowany, bo też i dawno nie dostałem takiego szprajcu jak w ową pamiętną środę. Tekst: Ferdynand Głodzik
Zdjęcia: Czesław Ganda i Krzysztof Mariusz Ciesielski |