Wakacyjne spotkanie u Marii 19 lipca 2013 roku
Wchodząc przez ogrodową furtkę na umówione miejsce spotkania, od razu zaskoczyła mnie nietypowość sytuacji. Gdy znalazłem się już w przydomowym ogrodzie Marii, tuż przede mną wyrosła nagle postać Łucji Fice w białym nieco przybrudzonym farbami kitlu z jakimiś akcesoriami w rękach. Roman Habdas i jego ręka Poczułem się jakbym miał wkroczyć na teren zagrożony chorobą zakaźną i przed tym wejściem obowiązkowo zaszczepić się, lub poddać innym obowiązkowym zabiegom sanitarnym. Łucja sporo opowiadała nam o swojej pracy opiekunki „na saksach” i nagle jej biały kitel skojarzyłem sobie z tą profesją. Mimo iż wizja choroby zakaźnej w ogródku przydomowym Marii Borcz wydała mi się absurdalna, w ułamku sekundy stanęły mi przed oczami wizje nadzwyczajnych środków ostrożności podejmowanych w czasie panowania epidemii, a zwłaszcza fragment Księgi kapłańskiej starego testamentu: Nieczysty! Nieczysty! „...który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: "Nieczysty, nieczysty!" Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem.” (Kpł.13 45,46)” Takiego mrożącego krew w żyłach wstępu do wakacyjnego spotkania rstk nie było jeszcze nigdy. biesiadnicy widziani z balkonu Rozumiejąc powagę sytuacji, podporządkowałem się poleceniom Łucji i na jej żądanie posłusznie wyciągnąłem przed siebie lewą dłoń. Łucja dość obficie obsmarowała moją lewicę gęstymi farbami i poleciła mi odcisnąć ją na specjalnie przygotowanej planszy. Po dopełnieniu tego swoistego rytuału inicjacji jako „nieczysty” podszedłem do miski z wodą aby umyć ręce i dopiero wtedy dane mi było zasiąść wśród zebranych przy stole biesiadników. Każdy z nowo przybyłych gości obowiązkowo zaliczał opisaną przeze mnie procedurę „wejścia”, czego Łucja dopilnowała z nadzwyczajną starannością. Łucja Fice po dopełnieniu rytualnych obowiązków Po takim wstępie każdy zdaje sobie sprawę, że uczestniczy w spotkaniu nadzwyczajnym, spotkaniu ludzi, których łączy pasja tworzenia. Wszak sztuka jest formą umowy społecznej. Aby móc uczestniczyć w jej tworzeniu a także odbiorze, trzeba przejąć i zaakceptować reguły gry. Każdy kto przekroczył furtkę ogrodu Marii Borcz, poddany regułom specyficznego rytuału dał niejako przyzwolenie na traktowanie siebie w sposób szczególny, właściwy dla takich właśnie spotkań. Ponieważ nikt nie wyłamał się zaproponowanych przez organizatorów reguł, można by rzec, iż od tej chwili zgadzamy się na wszystko. Wszak Cygan dla towarzystwa kazał się powiesić. wszyscy mają czyste rączki Grono gości Marii było dość liczne. Dymiącego grilla dzielnie pilnował syn Marii – Oktawiusz. Dzięki temu mieliśmy nie tylko strawę duchową, ale też coś dla ciała. Oprócz kiełbasek i kurczaków były też napoje, chleb pieczony domowym sposobem, a po przybyciu na spotkanie Romana Habdasa wraz z malutką Anią, na stole pojawiły się jeszcze lody i ryby. smsy czytanew na głos Po zaspokojeniu głodu i pragnienia, chociaż nikt chyba nie przybył na to spotkanie totalnie wygłodzony i spragniony, Beata Klary – spiritus movens artystycznych rozrywek tego popołudnia, zaproponowała zabawę w pisanie smsów. Tekst nie może liczyć więcej jak 160 znaków. Poza tym musi zawierać... i tu niespodzianka! Pięć wyrazów, które zostały podane przez uczestników zabawy na poczekaniu. Czyżby sztuka miała się kierować demokracją? Niebywałe! twórczy zapał Sylwestra Turskiego Biesiadnicy bez głębszego zastanawiania się nad związkiem logicznym między podawanymi spontanicznie „z tłumu” słowami zebrali w szybkim tempie dość przypadkowy katalog: komin, goryl, piekło, konewka i teściowa. Po otrzymaniu miniaturowej kartki ze 160 kreseczkami wpadam na początku w panikę. Jak ułożyć logiczny, zwarty tekst zawierający wymienione wyżej rzeczowniki mieszcząc się w 160 znakach!? Przy ugniataniu komórkowej klawiatury tak trudno czasem zapanować nad ekonomią słowa, za które się niestety płaci, czasem dość słono! Nikt nie pogania, ale ponieważ „stawiam tytle niezbyt skoro” staram się za wszelką cenę sprostać zadaniu i nieoczekiwanie kończę je jako pierwszy, mając w zapasie sporą liczbę niewykorzystanych znaków z magicznego limitu 160! Po chwili pozostali uczestnicy sygnalizują iż ukończyli zadanie, które wbrew pozorom okazało się wcale nie takie trudne. swój sms czyta Patrycja Kopacka Pozostaje jeszcze stanąć przy trzepaku, odczytać napisany tekst i przywiązać go wstążeczką do poprzecznego drążka. Prezentacji smsów towarzyszą salwy śmiechu i entuzjastyczne oklaski. Okazuje się, że niektórzy uczestnicy wykazali w pisaniu sporo fantazji i inwencji. Jak zwykle w takich przypadkach rodzi się poczucie niedosytu, czy niespełnienia, a może nawet zazdrości. Mogłeś się tak nie spieszyć, bardziej się postarać. Powtórek jednak nie przewidziano, a zabawa okazała się przednia. Potem wspólne zdjęcie i losowanie nagród „z kapelusza”. Nagrody oczywiście książkowe. Tomiki poetyckie, almanachy, zbiory poezji. Maria prezentuje wspólne dzieło plastyczne wszystkich biesiadników Potem okazuje się, iż odciski naszych dłoni poczynione na początku spotkania utworzyły swoistą mozaikę, która odpowiednio utrwalona i oprawiona w ramkę przyozdobi jedną ze ścian mieszkania Marii Borcz. Jeszcze czas na rozmowy, degustowanie chleba pieczonego domowym sposobem, oryginalnych sałatek i innych specjałów. Nie zabrakło też trunków, choćby piwa, szampana, którego znawcą i smakoszem jest Sylwester Turski, były podobno drinki, a nawet dla bardziej wysublimowanych podniebień likier jajeczny, czy tez Advocat. Wszystko to w atmosferze letniej dość wysokiej temperatury i nomen omen szampańskich humorów. Dziękujemy Marii i jej domownikom za trud organizacyjny, atmosferę i gościnność, a Beacie Patrycji Klary i Łucji Fice wraz z pozostałymi uczestnikami spotkania za oryginalny program wzbogacający artystycznie i twórczo piątkowe popołudnie. Tekst: Ferdynand Głodzik
Zdjęcia: Beata Patrycja Klary i Dana Gołąbek |