Wrześniowa sielanka z bagnem w tle... |
Ni stąd ni zowąd wpadł mi do głowy pomysł, aby zorganizować w trakcie tegorocznej jesieni wyjazd nad wodę i do lasu, co w rejonie najpiękniejszego miasta jakim jest Gorzów Wielkopolski, kłopotliwe nie jest. I udało się pogodzić ryby z grzybami, ognisko z kiełbaskami, wędzisko z pędzlami, a nawet białe robaki z haczykiem. I tak dokonały się pierwsze nieoficjalne mistrzostwa świata erestekowiczów w wędkarstwie spławikowym połączone ze zbieraniem grzybów, wspólnym malowaniem, prezentacją wierszy oraz piosenek. Jednym słowem w niedzielę 28 września 2014 r. nad Jeziorem Sulemińskim była sielanka. W drodze do celu Na dwie godziny przed południem ruszyła kawalkada samochodów spod siedziby Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Gorzowie Wlkp. by po kilkunastu minutach zatrzymać się na leśnym parkingu, gdzie czekała już Basia Latoszek i niżej podpisany. Oddech jeziora był rześki a lasu wilgotny. Delikatny wiatr marszczył wodę i muskał nadbrzeżne trawy. Basia Latoszek i Roman Habdas przygotowują zawody wędkarskie Erestekowicze, którzy przyjechali wraz z rodzinami i znajomymi, najpierw okazali swój zachwyt dla krajobrazu i zastanej przyrody, po czym niektórzy z nich zapisali się do udziału w zawodach a następnie ruszyli w las. Jak spuszczone charty ze smyczy penetrowali przybrzeżne rewiry i co chwilkę wracali z dorodnym prawdziwkiem tudzież kozakiem. Tymczasem niżej podpisany zwany Habdasiorem, rychtował (czytaj: przygotowywał) do startu w zawodach wędkarskich pierwszą zawodniczkę. Upajamy się przyrodą Małgorzata Unger z sekcji foto-filmowej debiutowała tego dnia z wędziskiem! I to od razu w... mistrzostwach świata. Kilka fachowych uwag Habdasiora i zgoda na minutowy trening musiał Gosi wystarczyć przed piętnastominutowym czasem łowienia, jaki obowiązywał każdego zawodnika. Czujne oczy Basi Latoszek, która była sędzią zawodów, ale ma też na swoim koncie brązowy medal najprawdziwszych Mistrzostw Świata w wędkarstwie spławikowym oraz trzy medale złote medale Mistrzostw Polski, wyłapywały popełniane przez startujących w zawodach błędy. Basia serdecznymi uwagami pomagała wszystkim. Habdasior natomiast skrupulatnie odliczał czas, pomagał zakładać na haczyk białe robaki, odhaczał złowione ryby i dorzucał do łowiska kulki. Przy brzegu dało się wyczuć piernikowy aromat, bo akurat taki atraktor dominował w zanęcie. O ilości robaków, pszenicy czy kukurydzy na haczyku decydował zawodnik, także o gruncie na jaki chciał łowić. Obserwacje i cenne rady Rywalizacja była niezwykle zacięta, choć ryb nie zacinano nadto. Wspomniana powyżej Małgorzata w swoim debiucie złowiła dwie ryby, a w zasadzie rybeńki: mikrą płotkę i jeszcze bardziej mikrą słonecznicę. Obydwie zimnokrwiste zostały wypuszczone do wody jak i pozostałe rybeńki pozostałych moczykijów, bo co tu ukrywać, ryb o przyzwoitych wymiarach tego dnia nie łowiono. Dekoracja zwycięzców zawodów wędkarskich W międzyczasie przynoszono grzyby. Najczęściej podgrzybki i zajączki. W ferworze leśnego szaleństwa, prezes naszego RSTK-u Czesiu Ganda tak zagalopował się w knieje, że przepadł bez wieści. Nie zdołał powrócić nad brzeg jeziora na czas wyznaczonego terminu łowienia i chwycenia za wędzisko, w związku z powyższym, w zawodach musiał zastąpić go wnuk Kamil. A uczynił to wspaniale, zajmując w zawodach drugie miejsce. chwila skupienia nad malarstwem I wreszcie po długim poszukiwaniu i złapaniu zasięgu telefonicznego, odnalazła się zguba gdzieś hen pod Santockiem, kilka "wiorst" od parkingu. Okazało się, że nieszczęśnik stracił azymut i wpakował się na mokradła a po nich w bagna... I tak, po tym wyczynie, został przechrzczony na Cześka z bagien, co po czesku mogłoby brzmieć: Czeszko z bażin. Wolność sztuki wymaga dyscypliny (Stanisław Jerzy Lec) Och, działo się, działo, tamtego południa wiele. Jedni łowili, inni "grzybili się", a jeszcze inni pod okiem Uli Kołodziejczak doskonalili swój warsztat plastyczny, ucząc się przenosić widziany pejzaż na biel kartki, za pomocą pędzla i farb. Później wszystkie prace zostały wywieszone na rozciągniętym pomiędzy sosnami sznurku. Kto bardziej spostrzegawczy mógł dostrzec, jak z konarów i gałązek drzew kolorowankom przyglądały się leśne ptaki. Mało tego, siedząc przy samej wodzie dostrzegłem kilka zielonych żab, które wybałuszały oczy, kiedy Fred prezentował swój wiersz o spotkaniu się grzyba i grzybicy. Na ten czas z ciekawości, z grzybów wyłożonych na ławeczce zaczęły wychodzić nawet robaki, podobnie z zanęty w wiadrze, kiedy śpiewały Oliwia Królikowska i Milena Rudzka. I my wszyscy obecni tego dnia nad Sulemińskim jeziorem, zachwycaliśmy się jesiennym spotkaniem. Smakiem pieczonych kiełbasek, kaszki kuskus z dodatkami, przywiezionych sałatek i tej prostoty wrześniowej sielanki, na jaką daliśmy się złowić, poprzez rzuconą propozycję: Zorganizujmy wypad na rybogrzyby. Prezentacja uzbieranych okazów Roman Habdas-Habdasior
Ps. Z dwunastu startujących w zawodach uczestników najlepszymi okazali się: 1. Grzegorz Rudzki; 2. Kamil Zawół; 3. Elwira Rudzka. Zwycięzcy obdarowani zostali wykonanymi przez Habdasiora statuetkami. Ponadto uczestnicy dzięki pomysłowości Basi Latoszek mogli ciągnąć losy, z których dwa były szczęśliwe. No i szczęśliwców też było dwóch, którzy wylosowali prace plastyczne przez nią wykonane.
Tekst: Roman Habdas
zdjęcia: Krystyna Woźniak, Małgorzata Pieczyńska i Małgorzata Unger |